Rozmawiamy z psychiatrą, specjalistą terapii środowiskowej, prof. Andrzejem Czernikiewiczem
W ramach współpracy z Przyjaznym Uniwersytetem profesor udziela wsparcia osobom z trudnościami psychicznymi i ich bliskim.
Od poniedziałku do soboty w godzinach 18:00-19;:00 pod nr kom. +48600796346
Nastał rzeczywiście czas psychiatrii i psychologii, czego można się było spodziewać. Tak dzieje się kiedy wróg (czytaj choroba + koronawirus) jest niewidoczny, a walce z niewidzialnymi chorobami psycholodzy i psychiatrzy mają duże doświadczenie. Obserwuję w swojej poradni, że po początkowym szoku, kiedy tylko część chorych decydowała się zadzwonić po poradę, od dwu tygodni frekwencja jest zdecydowanie większa. Dlaczego? Część to osoby z natręctwami czystości i kompulsjami częstego mycia rąk (zjawisko ze wszech miar pożądane z powodów profilaktycznych), które nie radzą sobie ze swoimi obsesjami. Najwięcej jest jednak osób, które zmagając się z depresją, mają wszechogarniające poczucie bezradności. O dziwo, najlepiej radzą sobie osoby ze schizofrenią.
Dużo lepiej radzimy sobie z czymś na co mamy wpływ, kiedy mamy zachowaną sprawczość. Kwarantanna , izolacja to zjawiska, które niesłychanie trudno przetrwać, szczególnie wtedy, gdy nieokreślony jest ich czas. Paradoksalnie, najlepsza jest sytuacja tych chorych, którzy już ozdrowiali – oni wracają do dawnego „wspaniałego” Świata, który istniał jeszcze 2 miesiące temu. Najgorsze jest oczekiwanie na chorobę, które szczególnie dla osób depresyjnych, które zawsze mają tendencję do włączania swoich przeżyć (w tym momencie to zaraza) do katastroficznego widzenia świata. Natomiast prawdziwy wróg to nasilanie patologii rodzinnej, często stymulowanej przez alkohol i narkotyki.
Przede wszystkim u swoich bliskich, u rodziny, przyjaciół. Każda rodzina, każdy związek ma swoje unikalne sposoby radzenia sobie z kryzysami, których miała w swojej historii dziesiątki. Dopiero, kiedy rodzina okazuje się dysfunkcyjna dzwonimy do psychologa, terapeuty, również terapeuty uzależnień, czy wreszcie psychiatry. Pamiętajmy, psychiatrzy zajmują się nie tylko chorobami psychicznymi, ale każdą postacią kryzysu psychicznego czy społecznego. W czasie takiej rozmowy nie ukrywajmy niczego, a szczególnie myśli samobójczych. Terapeuta, żeby pomóc musi wiedzieć dużo o osobie, która jest w kryzysie.
Uważam, że zawsze jeśli można milczeć bo nie można powiedzieć coś sensownego, to raczej należy milczeć. Zespół stresu pourazowego (kod WHO - F.43.1), szczególnie o obrazie depresyjnym, to coś czego doświadczamy globalnie. Przekonanie pani Paczuskiej o tym, że „chłopaki nie płaczą”, a więc sąd, że mężczyźni nie doświadczają depresji, jest ze wszech miar błędne. Mężczyźni coraz częściej chorują na depresję i coraz częściej do tego się przyznają. Warto więc uzmysłowić sobie czym jest depresja i czym jest zespół stresu pourazowego wg znanej skali MINI.
Psychaitrzy diagnozując depresję, stawiają nastepujące pytania, czy
W okresie ostatnich 2 tygodni, pacjent przez większość czasu
Psychaitrzy diagnozując zespół stresu pourazowego, stawiają nastepujące pytania, czy
W ostatnim miesiącu pacjent
A także, czy w ostatnim miesiącu pacjent:
Czy objawy powyższe, w okresie ostatniego miesiąca, pogorszyły funkcjonowanie socjalne, lub zawodowe pacjenta, lub powodowały u niego znaczny dystres
Jeśli już sprawdziłeś zawarte powyżej kryteria depresji i PTSD (zespołu stresu pourazowego) to wiesz, czy coś może Ci dolega i wiesz z czym możesz walczyć i wygrywać.
Kilka prostych rad, które w większości sprawdzają się u moich pacjentów:
Nie wiem jak radzą sobie inni psychiatrzy, mogę tylko powiedzieć jak radzę sobie ja. Myślę, że moje radzenie nie różni się od tego co przekazuję innym, nie różni się od tego do czego zachęcam innych. Ale bardziej szczegółowo.
Po pierwsze, staram się jak najczęściej i najdłużej rozmawiać ze swoimi pacjentami. I ja udzielam im porad i jednocześnie uczę się od nich.
Po drugie, nie gapię się w telewizor, oglądam zaplanowane wcześniej filmy, nie śledzę kanałów informacyjnych, staram się być maksymalnie aktywny fizycznie, pamiętam o maksymie carpe diem. Jednocześnie nie słucham porad typu „weź się w garść”. Tego typu porady nigdy nie są skuteczne, najwyżej wzbudzają poczucie winy – „inni mogą się wziąć w garść, a ja nie mogę”.
Po trzecie, pamiętam, że sprawczość, poczucie kontroli nad czymkolwiek jest najważniejsze. Jeśli jestem stanie uzyskać kontrolę nad harmonogram dnia, to za jakiś czas będę w stanie kontrolować działania profilaktyczne wobec pandemii.
Psychiatrzy, bardziej niż inni lekarze, są przyzwyczajeni do pracy w sytuacji kryzysu. Wiele wizyt naszych pacjentów to próba wyjścia z kryzysu, próba zaadaptowania się do niego. Obecnie problemem nie jest sama trauma, ale jej powszechność i zagrożenie życia z nią związane. A więc mamy do czynienia z zespołem stresu pourazowego u naszych pacjentów / klientów, pytanie zasadnicze to w jakiej jesteśmy fazie tego zespołu. Pewnie minął już czas ostrej reakcji i następującego po nim „odrętwienia”. Chyba jesteśmy w fazie adaptacji, gdzie odnajdujemy siły sprawcze np. w postaci z jednej strony izolowania się, ale z drugiej strony ćwiczeń fizycznych , które poprawiają naszą odporność.
A psychiatrzy, jak oni sobie radzą. Mają pewnie więcej pracy, ale ta praca lepiej pozwala zrozumieć nie tylko chorych, ale i samych siebie. Praca z pacjentami i potem analiza tych kontaktów pozwala uzyskać wiedzę i umiejętności, których nie zdobyliśmy czytają liczne dzieła z literatury przedmiotu.. Klinicznie rozumiany zespół stresu pourazowego (PTSD) to zjawisko z którym my psychiatrzy spotykaliśmy się do tej pory rzadziej niż częściej. Pandemia znacząco zmieniła tę proporcję.
Nasz Świat zmienił się na początku marca, kiedy ograniczono nasze (naszych pacjentów i nas terapeutów) funkcjonowanie. Zabrano nam możliwość kontaktów z bliskimi odcinając ich i nas od przytulenia zarówno dosłownie (fizycznie), jak i metaforycznie (emocjonalnie). I stopniowo i nagle okazało się, że to przytulenie jest ważniejsze od: przeniesienia, przeciwprzeniesienia, introspekcji, itd.. Nie wiem jak pacjenci innych terapeutów, moi pacjenci radzą sobie zaskakująco dobrze – przeszli do fazy adaptacji. Nauczyli się żyć z zagrożeniem, oraz lepiej radzą sobie zarówno z zagrożeniami , jak i z ograniczeniami. Powiem więcej – mając wiele doświadczeń z traumami psychicznymi radzą sobie lepiej niż nienawykła do urazów psychicznych tzw. grupa osób zdrowych. Porównując to do prób terapii serum ozdrowieńców można stwierdzić, że nasi pacjenci mają zdolność do wykorzystania serum radzenia sobie ze stresem. Pierwsze reakcje pacjentów na pandemię to narastanie lęku przed zarażeniem i obsesyjne mycie rąk (ablutomania). A teraz po dwu miesiącach rygoru sanitarnego – przestrzeganie zasad higienicznych, ale bez ablutomanii. To dobry znak, ale są jednak i złe sygnały. Niestety rośnie liczba osób radzących sobie z napięciem psychicznym przy użyciu alkoholu – niestety te informacje docierają do nas terapeutów nieco pośrednio, często jako informacja o narastaniu przemocy, szczególnie psychicznej, ale i coraz częściej fizycznej. Wydaje się, że zdejmowanie ograniczeń jest tutaj również czynnikiem terapeutycznym – pozwala na wentylację, nie tylko z powodu otwieranych okien, ale również w sensie metaforycznym.
Dobrego przewietrzenia nie tylko pomieszczeń w których jesteśmy, ale również naszych umysłów.
Jest pewnie kilka wytłumaczeń, ale przede wszystkim my „zdrowi” zakładamy, jak się wydaje niesłusznie, że jest to chorzy na schizofrenię to grupa ryzyka „nie radzenia sobie”. Ale przejdźmy do wyjaśnienia dlaczego osoby ze schizofrenią radzą sobie stosunkowo dobrze w obecnym czasie.
Tych wszystkich zasobów możemy zazdrościć chorym, pewnie dlatego osoby ze schizofrenią radzą sobie stosunkowo najlepiej w obecnym czasie.